Dobra a teraz opowiem jak się skończyła cała historia...
Jak już pisałem zastanawiałem się nad naprawą samochodu w serwisie Audi. Stwierdziłem, że (jak mówił mój tata) "2k euro du..y nie ma" i znacząco nadszarpnę budżet rodzinny, ale zafunduję sobie naprawę. W poniedziałek o 6.30 rano zajechała zamówiona wcześniej laweta i zawiozła auto do serwisu. Na miejscu okazało się, że samochodu nie da się sprawdzić od razu (jak to wcześniej było ustalone - stąd laweta o 6.30, tylko trzeba go zostawić i czekać na telefon... W ogóle najprawdopodobniej nie będzie możliwości naprawy na wtorek wieczór (to też było ustalone, że max na wtorek wieczór właśnie) tylko na... czwartek wieczór (w środę święto i nie pracują). <szok> . No OK myślę nie ma kobitki, z którą wcześniej (w piątek) sprawę omawialiśmy, podjedziemy po wycenie naprawy i ustalimy szczegóły jak kobitka dotrze do pracy. Zapomniałem wspomnieć, że w piątek ustalenia były takie:
Naprawa maksymalnie 2k euro (dwa dni wcześniej niby robili dokładnie ten sam silnik jednego z pracowników (który stał obok i potwierdzał) i tyle będzie to kosztować. Jeżeli nie zdecydujemy się na naprawę, to diagnoza będzie kosztować 100 kun (ok 50-60pln). Diagnozę to ja już sobie postawiłem wcześniej z waszą wielką pomocą i pani dostała całą dokumentację zdjęciową, po czym mogła stwierdzić co jest do zrobienia.
Poniedziałek godz. 11.30 dzwoni telefon... jakiś gość napiernicza po niemiecku więc nie bardzo rozumiejąc o co biega przekazałem telefon mojej mamie i z rozmowy wyłapałem tylko "warum draj tałzen?"

Miła kobitka (swoją drogą niezła du..a i chyba tylko dlatego tam pracuje - coby mydlić klientom oczy cycami <szok> ), z którą ustalaliśmy ceny i szczegóły operacji w piątek już była na miejscu - myślę sobie jesteśmy uratowani... nic bardziej mylnego.
Pani zaprosiła nas piętro niżej na warsztat, poprosiła "szefa operacyjnego", który z małą latareczką pokazał nam co jest uszkodzone - po stronie, którą zdemontowaliśmy sami uszkodzenie o którym temat, po drugiej - to samo tylko x4 <szok> . No ok pytam, a co z resztą? -to wszystko odpowiada "operacyjny". I za to trzy tysiące euro? - Nie. z uśmiechem odpowiada "szef" - 3500 <szok> .
Pędem do babeczki i pytamy jak to możliwe, że w piątek cena była 2k eu. a dziś się nagle zrobiło 3,5k?
Pani z rozbrajającym uśmiechem zapytała, a kto wam powiedział, że to będzie 2k eu?

Na co ja usiadłem, a mój kuzyn, który od rana męczył się jakimś tamtejszym wirusem mało jej nie obrzygał...
Mówimy - no jak to kto? - ty powiedziałaś, że to będzie maksymalnie 2k... -NIE - niczego takiego nie mówiłam....
Szybka kalkulacja - 15000zł - telefon do przyjaciela - laweta 3200, naprawa w Polsce około 4-6k, ale jest jeszcze szansa dojechać o własnych siłach i te 3k w kieszeni.
Z żoną i dzieciakami ustaliliśmy, że wracamy ryzykując, a znajomy laweciarz czeka w pogotowiu w razie klęski.
Wracamy do miłej pani powiadomić ją, że odbieramy samochód nie naprawiając go. Okazało się, że poskładanie do kupy wszystkiego jest tak skomplikowaną operacją, że samochód będzie gotowy dopiero na wtorek koło południa. OK myślę - nie pali się. To ja bym chciał od razu zapłacić za ekspertyzę "szefa operacji" i wyciągam 100 kun. <szok> taaaakie oczy pani zrobiła, ale tylko na chwilę, po czym ze znanym już uśmiechem - a kto Ci powiedział, że to będzie kosztować 100 kun? - No jak to kur...a kto? -TY!... - Nieee ja czegoś takiego nigdy nie mówiłam. Ja ponownie usiadłem, kuzyn poleciał do toalety trzymając jedną ręką za usta, drugą za odbyt....

- To u nas kosztuje minimalnie 200 kun a wy musicie zapłacić 300.
Po dłuuugich pertraktacjach i kłótniach, straszeniem, że skontaktujemy się z audi w Niemczech i opiszemy całą sytuację stwierdziłem, że nie ma to więcej sensu - jutro przyjeżdżam, odbieram auto, płacę 300 kun za diagnozę i srał ich pies.
Następnego dnia wchodzę ponownie do serwisu z 300 kun w rączce, a tu babeczka po raz kolejny mnie zaskakuje - tym razem na plus... Okazuje się, że nie płacę za diagnozę. - Wystraszyła się? Jest taka miła? Czy co? Nie ważne.
Sam szef serwisu zaprowadził mnie do samochodu, wręczył kluczyki i uspokajał, że wszystko jest w takim stanie w jakim dostali auto, ponadto poskładali do kupy również to co ja sam rozkręciłem - czyli pokrywę z lewej strony. Na pytanie, czy dojadę do polski roześmiał się i powiedział, że nie ma najmniejszych szans - 100 kilometrów nie dam rady nawet przejechać. Siadam do auta - próbuję odpalić - cisza. Pytam dlaczego samochód nie odpala - szef nie wie. Pytam czy mogą coś z tym zrobić, zapłacę ile trzeba, tylko niech uruchomią mi auto. Na co szef, że no niestety teraz to oni nie mają czasu, że nie wiadomo czy to będzie kosztowało 1k eu, może 2k eu? <szok> Przecież do jasnej cholery auto paliło normalnie. Wpadłem, że może być zapowietrzone. Kluczyk 17 popuszczam wtryski i kręcę - zapowietrzony nie jest <szok> . Jeszcze jedna inspekcja wnętrza i co? Okazuje się, że "szef operacji" "ZAPOMNIAÂŁ" wpiąć dwóch kabli do świec.
Miny Panów mechaników łącznie z szefem serwisu widzących "Krystynę" odjeżdżającą spod ich warsztatu - bezcenne. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęć - można by założyć "galerię dziwnych twarzy".
Pod kwaterą okazało się, że Krystyna siąpi z jednego wtrysku, zapaćkałem więc to miejsce silikonem. Następnego dnia w drogę.
Nie było łatwo, ale dotarłem. Krystyna wychluptała po drodze spod nieszczelnych wtrysków około 1,5 - 2 litrów oleju, był to najdroższy olej w moim życiu - w sumie za dwa litry zapłaciłem na stacjach w Chorwacji i na Węgrzech 300pln <szok> . Ratunkiem okazał się shell helix, który w jakiś magiczny sposób po 100 kilometrach zatkał wycieki na tyle, że nie musiałem więcej nic dolewać. Cały czas kontrolując temperaturę oleju, zatrzymując się co 200km, sprawdzając wyciek i uzupełniając olej wlokłem się za maksymalną prędkością 90km/h przez prawie 22h. Moje modły do Boga, Buddy, Allacha, Zeusa i nawet Spidermana zostały wysłuchane.
Dziękuję wszystkim za pomoc i poświęcony czas.
Chciałbym się jakoś odwdzięczyć, tylko nie wiem, czy każdemu z osobna, czy lepszym pomysłem będzie dołożenie cegiełki na forum. To już do decyzji wszystkich pomocnych forumowiczów.
Teraz czeka mnie naprawa Krystyny.
Proszę o kolejna pomoc.
Jakie wałki zapodać? Jaką hydraulikę? Co jest jeszcze potrzebne do uzdrowienia samochodu. Podejrzewam, że na pewno uszczelki pod pokrywy i uszczelki otaczające wtryski (o ile są wymienne), nowy olej, filtr. Czy coś jeszcze. Nie wiem w jakim stanie to wszystko jest w tej chwili, nie miałem jeszcze czasu zajrzeć.
Chciałbym naprawę wykonać we własnym zakresie, ale obawiam się, że mnie to przerośnie. Zobaczymy na ile wystarczy sił i zapału.
pozdrawiam