Panowie, dwa miesiące temu miałem stłuczkę w której poszkodowany byłem ja. Samochód ucierpiał na tym pozornie nieznacznie. Uszkodzona była chłodnica, intercooler, zderzak, lewy reflektor, maska, lewy błotnik no i prawy błotnik, który uszkodziła odgięta maska. Stłuczka przy prędkości ok 40 km ze stojącym samochodem.
Częściowo stłuczka przysłużyła się ponieważ miałem pęknięty zderzak, porysowaną jakimś ostrym narzędziem maskę i cały bok od strony pasażera. Boku od strony pasażera nie dało sie zlikwidować z polisy OC sprawcy, więc uruchomiłem swoją polisę AC tak żeby załatwić wszystkie naprawy za jednym razem. Początkowo pomyślałem że warto będzie wziąć pieniądze zamiast zrobić to bezgotówkowo no i na taką formę wypłaty się zdecydowałem. Potem dostałem namiar na bardzo dobrego "szpeca" od napraw powypadkowych, więc zawołałem go do siebie i utargowałem, że wymaluje całe auto (auto miało sporo odprysków) w ramach naprawy, jeśli zmienię formę wypłąty na bezgotówkową i przekażę mu auto. Myślę: "OK", wilk syty i owca cała i oddałem auto.
Gość po naciskach oddał mi auto po 1.5 miesiąca (sic!) twierdząc, że dlatego zeszło tak długo bo bank (współwłaściciel auta) ociągał się z przekazaniem decyzji o wypłacie odszkodowania. Sprawdziłem - prawda, bank ociągał się, ale to moim zdaniem nie moja sprawa tylko właściciela warsztatu, banku i ubezpieczalni. Po to zlecam naprawę bezgotówkową, żeby mieć to w nosie co się dzieje z kasą i kto komu ile zalega, a poczułem się wmieszany w sprawę faktem niewydania mi samochodu :-? .
Gdy auto stało u niego rozebrane stwierdził, że wymalowanie całego auta w kwocie z odszkodowania nie jest możliwe (choć łączna kwota odszkodowania wyniosła 11000zł!!!) i jeśli chcę to muszę dopłacić 1000zł. ostro wk.....rzony zgodziłem się na 700zł choć pierwowotnie umawialiśmy się na wymalowanie w ramach odszkodowania :evil:.
Pierwszego dnia po odebraniu auta zapaliła się kontrolka płynu chłodniczego, jak dojechałem do domu spod maski szedł dym. Odpiął się jakiś wąż i wyciekł płyn z układu. Okazało się, że owszem dolali płynu, ale nie odpalali nawet silnika (sic!). Drugiego dnia auto jechało do warsztatu na lawecie....
Po ponownym odebraniu auta i półgodzinnej jeździe zapaliła sie kontrolka oleju silnikowego. Myślę: Co jest?!!!! Ale w pierwszej kolejności postanowiłem wymienić olej w silniku i filtr, bo pomyślałem że najwyższy czas, a może przy okazji kontrolka zniknie. Jadę do kumpla na warsztat na wymianę oleju, ten wchodzi pod samochód, a tam wisi zmielony pasek klimatyzacji (sic!) i niedokręcona plastikowa osłona (brakuje spinek). Wkurzył mnie ten pasek okrutnie. Jak gość w warsztacie miał rozebrane pół samochodu to nie mógł sprawdzić czy wszystko jest ok???? Przed wypadkiem klima działała to i po wypadku powinna działać, w końcu po to oddałem samochód do naprawy!!!
Po wymianie oleju kontrolka oleju nie zgasła

Kupiłem pasek klimatyzacji i na drugi dzien jadę do gościa od naprawy auta i mówię mu o kontrolce oleju, pokazuję zmielony pasek klimatyzacji i zwracam uwagę, że wydaje mi się, że powinien sprawdzić klimę po naprawie i silnik na VAG-u, a on mówi, że nie poczuwa się do winy, że pasek mogło zmielić w każdej chwili bo był mocno zużyty..... i jeśli chcę to zrobią mi to wszystko, ale muszę zapłacić :-x
Po wypocinach czas wreszczie na pytania:
1) Czy urwany pasek to przypadek, czy mogło do tego dojsć w trakcie wypadku (osłona paska nieuszkodzona)
2) Czy słusznie gość twierdzi ze nie ponosi odpowiedzilności za nie działającą klimę i każe dopłacić za usunięcie usterki?
3) Czy warsztat przed wypuszczeniem auta nie powienien go odpalić i sprawdzić na VAG-u czy wszystko działa i nie ma błędów?
4) Czy zapalenie kontrolki oleju może mieć związek z wypadkiem i czy warsztat nie powinien usunąć tej usterki w ramach naprawy powypadkowej?
5) Gdzie się zwrócić w razie potrzeby wyegzekwowania od zakładu naprawczego prawidłowego usunięcia usterki, czy jest taka organizacja i jak skorzystać z jej pomocy?
Wszytkim z góry dziękuję za odpowiedzi, z pewnoscią wykorzystam wasze uwagi.