Pewnego poranka jak co dzień jadąc do pracy okazało się, że jednak nie jest "jak co dzień" - generalnie było milej, mój zmysł słuchu zaczął być pieszczony dźwiękiem górskiego ruczaju przelewającego się przez tamę z wiekowych otoczaków... niby miło ale

A poważnie od jakiegoś czasu podczas przyspieszania z okolicy kierownicy-podszybia-słupka-kratki nawiewu (gdzieś stamtąd) dochodzi dziwny dźwięk, najbardziej zbliżony właśnie do przelewania się, ciurlitania, bulgotania, kląskania, sączenia itp wody. Przy zimnym silniku zaczyna być to słyszalne przy zwiększaniu obrotów już gdzieś od 2 tysięcy, przy ciepłym od około 3 tysięcy - przy jednostajnej pracy na danych obrotach przestaje pluskać.
Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale pojawiło się to na pewno jakiś czas po czyszczeniu nagrzewnicy w warsztacie (ja jestem a techniczny więc wszelkie prace wykonują za mnie ludzie którzy potrafią - podobno...

Nie mniej po jakimś czasie zaczęło ciurlitać... i generalnie zauważam że stopień ogrzewania kabiny znów zrobił się nikczemny - po ok 15 kilometrach, ustawionej temp. na "HI" przy +5 na polu dojeżdżając do pracy wcale nie czuję potrzeby zdejmowania czapki...
Dodam jeszcze, że samochód ów posiadam od pewnego czasu, natomiast jego historia jest mi absolutnie nie znana

Więc moja hipoteza teraz jest taka: po przeczyszczeniu same nagrzewnicy, zwiększył się "strumień" przepływu cieczy w całym układzie, podniosło syf gdzieś głębiej/dalej zalegający i zapchało ponownie, powodując spadek wydajności ogrzewania i kojące dźwięki negatywnie wpływające na koncentracje podczas jazdy

Proszę o sugestie czy dobrze kombinuję czy to jednak coś innego?
Pozdrawiam,
Marcin