W sobotę 13 lutego czekała mnie wymiana lewego przegubu. Jak zwykle umówiłem się wcześniej z mechanikiem, podałem dane samochodu i zadowolony jadę na wymianę w sobotę ok 12 w południe. Zaplanowany czas operacyjny 30 min. Dodam, że po drodze do mechanika zostawiłem narzeczoną u fryzjera - no bo walentynki, bal walentynkowy itd.
Zadowolony przyjeżdżam do mechanika, wjeżdżam na kanał. I tu historia już nie wygląda tak kolorowo.
Lewy przegub już na ziemi, lekkie oględziny, porównanie starego z nowym. Troszkę inny kształt stożka, ale średnice wszystkie w porządku, ilość wypustek na wałku też identyczna, więc decyzja zakładamy. Niestety po zamocowaniu przegubu okazało się, że koło się nie kręci. Ki czort. No to co, mechanik odwiózł mnie do domu, ja do narzeczonej że możemy nie dojechać dziś na bal a ona w płacz. Trudno jakoś to będzie. Mechanik pogonił z Nasielska do Modlina po kolejne przeguby. W sumie przywiózł ich 7. ÂŻaden nie pasował. O godzinie 18.30 telefon dzwoni, mogę podjechać po moją Audi.
Przegub, żaden nie pasował, mechanik zrobił jeden przegub z dwóch. środek mam nowy natomiast obudowa pozostała stara. No i hula bez zarzutu.
Morał z tego taki, że mam wersję włoską ( tą z elektrycznie składanymi lusterkami). Rozrząd pasował natomiast w przegubach włosi namieszali i następnym razem będę wiedział, żeby zamówić wcześniej.
P.S. Bal się udał, Quattro świetnie się spisało na polnej drodze
